Poranek
był bolesny. Moja głowa pulsowała i notorycznie przypominała o
wydarzeniach z poprzedniego dnia. Zdecydowanie powinnam unikać kontaktu z
Christianem Greyem. Ogarnęła mnie złość nad jego zuchwałym zachowaniem.
Skąd pomysł, że mogło mi się to podobać?! Zacisnęłam dłoń na kubku z
herbatą. Chciałam zadzwonić do Joela i porozmawiać z nim. On zawsze
potrafił mnie uspokoić, ale tym razem to było niemożliwe. Gdy miał
randki zawsze czekałam aż pierwszy się odezwie, żeby mu w razie czego
nie przeszkodzić. Mój telefon milczał jak zaklęty, więc Joel jeszcze był
w towarzystwie Mike. Włóczyłam się po domu, nie mogąc znaleźć sobie
miejsca. Próbowałam usiąść do finansów sklepu, ale im bardziej się
zagłębiałam, tym większe popełniałam błędy. Następnie wzięłam się za
plany produkcyjne, ale i to skończyło się fiaskiem. Gdy siedziałam przy
biurku, mój wzrok spoczął na książkach od Greya. Postanowiłam zacząć
pisać pracę semestralną. Tak jak wspominałam na ćwiczeniach, planowałam
napisać o ciekawych przypadkach zarządzania kryzysem i w tym kierunku
zaczęłam przeglądać materiały. W wolnym tempie słowa zaczęły pojawiać
się na komputerze. Gdy miałam napisane trochę ponad pół strony,
zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i ku mojej uciesze to był
Joel.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię słyszę - powiedziałam na powitanie.
- Och Kate! Będę u ciebie za 20 minut - odparł chłopak, podekscytowany. Wiedziałam, że to będzie kolejny długi wieczór.
- Kupisz jak zwykle wino? Ja zrobię coś do jedzenia.
-
Oczywiście - słysząc ton jego głosu, uśmiechnęłam się. Jeśli Jo był
szczęśliwy, to i ja miałam się czym cieszyć. Dokładnie dwadzieścia minut
później wpuszczałam przyjaciela do domu. Dosłownie promieniał.
-
Coś czuję, że masz sporo do opowiedzenia - powiedziałam, idąc za nim na
górę. Kiedy usiedliśmy na moim łóżku Joel zaczął swój monolog.
- On jest cudowny! Pracuje jako fotograf w SMG, agencji modelek.
-
Nawet ją znam, bo korzystałam z ich usług - odparłam, przypominając
sobie sesję do nowych reklam sklepu. Przysłali nam niesamowicie
fotogeniczną parę z której byłam bardzo zadowolona.
-
No widzisz. Ma niesamowite oko, choć nie chciał się do tego przyznać.
Zrobiliśmy sobie wczoraj kolację u mnie i cały czas mi pomagał. Nie mógł
usiedzieć na miejscu, kiedy ja coś robiłem - radość jaka biła od Joela,
udzieliła się również mnie. Zaczęłam się uśmiechać, słuchając go i
przeżywać z nim na nowo emocje. Przyjaciel opowiadał cały czas, a ja
zapomniałam o całym świecie.
-
A co tam u ciebie? Nie wyglądasz za dobrze - powiedział nagle. Świetnie
mnie znał i nic mu nie umknęło, nawet jak starałam się to ukryć.
-
Grey był u mnie - szepnęłam. Odwróciłam wzrok, a obrazy znów pojawiły
się w mojej głowie. Odruchowo zacisnęłam wargi w cienką linię. Jego
gorące usta, ciało napierające na mnie. Przeszył mnie dreszcz.
-
Co się stało? - chłopak miał zmartwioną miną. Wyczuł moje napięcie i
załapał moją dłoń. Zaczął ją delikatnie masować, powodując że mięśnie
się rozluźniały. Opowiedziałam mu o tym jak mężczyzna mnie zaatakował i
jakie były tego konsekwencje.
-
Zabiję drania! - Joel uniósł się i zaczął mocniej uciskać moją dłoń.
Syknęłam lekko, upominając go. Jak na geja był bardzo bojowniczy.
- Przestań. Przecież mnie nie zna, nie mógł wiedzieć, że tak zareaguję.
- Ale nie można nikogo tak atakować! A gdybyś pomyślała, że chce cię zgwałcić i wezwała ochronę?
-
Przestań - powtórzyłam. Brunet jak zwykle wyolbrzymiał, choć miał
trochę racji. Mimo to, nie miałam wrażenia, że Grey chciał mi zrobić coś
złego. Zachował się tak, jak by nie mógł nad sobą zapanować. Jak by
jakiś impuls popchnął go do tego.
-
Nad czym myślisz? - Jo trafnie rozszyfrował moją minę. Opowiedziałam mu
o przemyśleniach i Joel zrobił coś, czego się nie spodziewałam. Szeroko
się uśmiechnął.
- Drań z niego, ale miałem rację. On po prostu na ciebie leci i nie może już wytrzymać tego, że go ciągle olewasz.
-
Ty jesteś nienormalny! - powiedziałam, zdzielając przyjaciela poduszką.
Zaśmiał się, a i ja poczułam jak stres znika. Przez resztę wieczoru Jo
snuł swoje przypuszczenia, podkreślając że i tak nie wybaczy incydentu
wykładowcy, a ja próbowałam zmieniać temat, kierując go na randkę
chłopaka. Usnęliśmy przed pierwszą w nocy, tym razem unikając objęć.
Niedzielny
poranek był zdecydowanie przyjemniejszy niż poprzedni. Pyszne śniadanie
w towarzystwie Joela wprawiło mnie w dobry humor, dzięki czemu przez
resztę dnia pisałam pracę semestralną i nawet całkiem niezły tekst mi
wyszedł. Wieczorem przeczytałam jeszcze raz w skupieniu esej, poprawiłam
kilka błędów stylistycznych i wydrukowałam. Co prawda termin oddania
prac był dopiero w piątek, ale wolałam mieć ją przygotowaną wcześniej.
Zawsze mogłam coś jeszcze wymyślić i na spokojnie dopisać. Następnie w
sklepie internetowym zamówiłam sobie książki, które pożyczył mi pan
Grey. Warto było je mieć pod ręką, gdyby podobne problemy pojawiły się w
firmie. Gdy zamknęłam laptopa, wzięłam długą kąpiel. Jaśminowy płyn do
kąpieli roznosił delikatny zapach po całej łazience. Oddawałam się
relaksowi i oczyszczeniu umysłu. Złe wspomnienia powoli się oddalały, a
na moją twarz wpływał błogi uśmiech. Kiedy wyszłam, nasmarowałam ciało
balsamem i założyłam satynową koszulę do spania. Wsunęłam się pod
bawełnianą kołdrę i otuliłam wokół bioder. Zamknęłam oczy i momentalnie
oddałam się w objęcia Morfeusza.
***
W
pierwszy dzień tygodnia udałam się do sklepu. Od progu witały mnie
wysokie okna z wykonaną na specjalnie zamówienie instrumentalną witryną.
Glob, który powoli się obracał, stworzony został z różnych kształtów
gitar. Kontynenty przyjmowały kształty Stratocasterów, Les Pauli,
Explorerów czy Musiclanderów. Wewnątrz instrumenty zajmowały całą
powierzchnię ścian. Ułożone według marek, a następnie kolorów, tworzyły
barwną całość. Poniżej gitar znajdowały się witryny z dodatkami od
partnerów - efekty, wzmacniacze, pasy. Po środku sali stały gabloty
prezentujące elementy tworzące historię gitar. Klienci mogli podziwiać
nietuzinkowe gitary, pierwsze efekty czy dziwne dodatki. Na końcu tej
historycznej wystawy znajdował się najjaśniejszy punkt całego sklepu -
pierwsza gitara wyprodukowana przez Johnson Company - firmę mojego
dziadka. Gdy odziedziczyłam sklep, postanowiłam oddać hołd jego
założycielowi i zwróciłam gitarę do sklepu. Nie było to łatwe, gdyż ten
instrument towarzyszył mi przez ponad połowę życia, ale czułam że tutaj
było dla niego najlepsze miejsce. Uśmiechnęłam się delikatnie i
rozejrzałam po sklepie. Paul, jeden ze sprzedawców, właśnie obsługiwał
klienta, więc gdy mnie zobaczył skinął tylko delikatnie głową. Jenny i
Conrad czyścili gitary w głębi sali.
-
Hej! Za godzinę zebranie w biurze - powiedziałam do nich i skierowałam
się w stronę drzwi opatrzonych wielkim logo sklepu. Moje biuro było
maluteńkim pomieszczeniem w którym mieściło się raptem kilka regałów na
segregatory i biurko z krzesłem. Zajęłam miejsce i wyciągnęłam laptopa.
Musiałam opracować plany produkcyjne i przeanalizować koszty z ostatnich
trzech miesięcy. Nigdy nie przepadałam za początkiem wakacji, bo dla
mnie oznaczał podwójną pracę. Wykładowcy wymagali prac semestralnych, a
niektórzy zapowiadali egzaminy. Natomiast jako właściciel jednego z
oddziałów, musiałam opracować wymagane zestawienia. Siedziałam więc nad
programami finansowymi, produkcyjnymi po kilka godzin i tworzyłam plany.
Godzinę po moim przyjściu, trójka pracowników składała mi relację z
wydarzeń poprzedniego tygodnia. Takie zebrania były konieczne przy mojej
absencji. Zarówno konieczne było wprowadzenie kilku systemów
zabezpieczeń, a także opracowanie nowego systemu sprzedaży czy częste
inwentaryzacje. Przed przyjęciem Paula, Jenny i Conrada do pracy, byli
oni sprawdzani nie tylko poprzez urzędy, ale również przez wynajętych
detektywów. Oczywiście po wszystkim zostali o tym poinformowani. Kiedy
opuścili biuro, ponownie zajęłam się planami. Na sklep wyszłam dopiero
po godzinie 15.
- Jesteście głodni? - spytałam na wejściu.
- Trochę, a co?
-
To zamówmy sobie coś. Ja stawiam - zaproponowałam. Wszyscy ucieszyli
się i chwilę później składaliśmy zamówienie telefoniczne w pobliskiej
chińskiej restauracji. Często wychodziłam z takimi inicjatywami. Były
one dla mnie ważne, ponieważ chciałam by pracownicy mieli do mnie
zaufanie.
- Kate, mieliśmy ostatnio pewien pomysł - powiedziała niepewnie Jenny.
- Słucham - uśmiechnęłam się do niej, siadając na krześle za kasą.
-
Obok mojego mieszkania jest dzielnica, gdzie dzieciaki nie do końca
wiedzą co ze sobą zrobić po szkole. No i rozrabiają. Tak pomyślałam, że
może moglibyśmy zaproponować im raz w miesiącu darmową lekcję gry na
gitarze? Nie muszą to być gitary ze sklepu oczywiście. W końcu każdy z
nas ma swoją własną, którą mógłby się podzielić.
- Ciekawy pomysł. Ale jak do nich trafić?
-
Wiem do jakiej szkoły chodzą, mogłabym podejść do nauczycieli. Nie
powinno to zaszkodzić wizerunkowi sklepu - Jenny poczerwieniała na
twarzy. Zawsze kiedy się stresowała, na jej policzki wpływały bordowe
rumieńce.
-
Oczywiście, ze nie. Pozwól, że się nad tym zastanowię i dam ci znać -
uśmiechnęłam się do niej szeroko. Pomysł był dobry, tylko wymagał
dopracowania. Przede wszystkim wymagał miejsca na lekcje i
zorganizowania instrumentów. A także nauczyciela. Nim obiad przyjechał
miałam w głowie listę osób do których mogłabym się zwrócić o pomoc.
Jedliśmy w wesołej atmosferze. Przyglądałam się moim pracownikom i byłam
z nich bardzo zadowolona. Z należytą powagą traktowali swoje obowiązki w
sklepie, co wiele dla mnie znaczyło. Po posiłku znów skupiłam się na
kwartalnych zestawieniach i pracowałam nad nimi do zamknięcia sklepu.
Kiedy dotarłam do domu, usiadłam na tarasie i zaczęłam dzwonić do osób,
które mogły pomóc przy pomyśle Jenny. Oczywiście wiązało się to z
niejedną obietnicą odwiedzin, wspólnego wypadu czy chociażby kolacji.
Skończyłam tuż przed północą, więc nie pozostało mi nic innego jak wziąć
prysznic i położyć się do łóżka.
***
Wtorkowy
poranek okazał się jednak trudny. Świadomość wykładów z Christianem
Greyem napawała mnie strachem. Jego bliskość ponownie mogła się skończyć
dla mnie płaczem. Wiedziałam, że muszę go unikać, a z drugiej strony
nie mogłam się poddać swojej słabości. Niechętnie ubrałam się i
umalowałam. Gdy wychodziłam z domu, chęć powrotu do niego nadal była
silna. Mój żołądek skurczył się do rozmiarów orzeszka i do tego
niebezpiecznie zwijał. Dotarłam na uczelnię piętnaście minut przed
rozpoczęciem zajęć. Drzwi do auli wykładowej były otwarte, ale nie
miałam odwagi do niej zajrzeć. Usiadłam na ławce przed i zaczekałam na
Joela, który pojawił się pięć minut później.
-
Wyglądasz jak byś była chora - stwierdził gdy na mnie spojrzał i
ucałował w policzek. Jego wzrok powędrował w kierunku drzwi, a następnie
mruknął ciche 'aha'.
- Boisz się kontaktu z Greyem - dodał. Skinęłam głową i wzięłam głęboki oddech.
-
Joel, oddasz za mnie te książki? Nie mogę podejść do niego na bliżej
niż dziesięć metrów - powiedziałam i wskazałam na torbę, która leżała
obok mnie.
- Jasne. Ale powinnaś coś z tym zrobić.
-
Wiesz, że nie mogę. Wiesz jakie są skutki. Powinnam go unikać jak
ognia, a problem jest taki, że muszę zaliczyć ten przedmiot. Muszę
zmniejszać ryzyko spotkania z nim do minimum.
-
Dobrze, już dobrze. A teraz chodź - przyjaciel wyciągnął do mnie rękę.
Spojrzałam nerwowo na tarczę zegarka na nadgarstku i pokręciłam
przecząco głową.
- Za wcześnie.
- Przestań. Przecież nie podejdzie do ciebie przy całej sali studentów - chłopak przekręcił oczami.
- A jak mnie zawoła? - Zdawałam sobie sprawę, że trochę przesadzam, ale to było silniejsze.
-
To pójdę za ciebie i powiem, że straciłaś głos. Chodź. - Wstałam
niechętnie i kryjąc się za plecami Joela, weszłam do auli. Nie patrzyłam
w stronę katedry, ale starałam się wyprostować plecy i sprawiać
wrażenie pewnej siebie. Usiedliśmy w ostatnim rzędzie, a ja momentalnie
wyciągnęłam komputer i schowałam się za nim. Na szczęście Grey zdawał
się mnie nie widzieć i zaczął wykład. Joel co chwilę mnie zaczepiał na
Messengerze i wysyłał głupie teksty, byle tylko mnie rozluźnić. Gdy
minęło półtorej godziny, wykładowca podziękował wszystkim i przypomniał o
terminie oddania prac semestralnych. Pod katedrą ponownie ustawiła się
kolejka osób, ale Joel nie stanął w niej. Podszedł z boku i położył
torbę na katedrze. Powiedział coś, a Christian Grey spojrzał w moim
kierunku. Jego wzrok wzbudził we mnie dreszcz. Uchylił delikatnie usta i
skinął głową. Wstrzymałam oddech, próbując utrzymać spojrzenie.
Napięcie jakie pojawiło się między nami powodowało, że miałam ochotę
odwrócić się na pięcie i uciec. Tymczasem poczekałam na Joela i razem
wyszliśmy z auli. Dopiero wtedy wypuściłam powietrze. Ku swojemu
zaskoczeniu w mojej głowie nie pojawiły się żadne obrazy i nie miałam
ochoty się rozpłakać.
-
To chyba nie było takie trudne - powiedział Joel, przyglądając mi się
uważnie. Pokręciłam głową, ale nie byłam w stanie się odezwać. Przed
oczami cały czas miałam wzrok Greya, jego nieodgadniony wyraz twarzy.
Coś ewidentnie było nie tak z tym gościem. Pożegnałam się z przyjacielem
i poszłam na prawo handlowe. Nie mogłam się skupić na wykładach, przez
co połowy nie zanotowałam. Gdy wyszłam z sali, zobaczyłam w oddali
szybko kroczącego Christiana Greya.
-
Cholera - szepnęłam pod nosem i momentalnie udałam się w przeciwnym
kierunku. Po chwili jednak usłyszałam za plecami swoje nazwisko.
Przystanęłam i odwróciłam się niepewnie. Podszedł do mnie, a ja uniosłam
wzrok i spojrzałam na niego. Jego bliskość wywołała niebezpieczny prąd,
którzy przeszedł po całym moim ciele, a na skórze pojawiły się
dreszcze. Uchylił delikatnie usta, jakby chciał coś powiedzieć, gdy
usłyszeliśmy wołanie obok.
-
Christian! - W końcu korytarza pojawiła się Anastasia. Delikatnie
uśmiechnięta, podeszła do nas. Podałam jej rękę i przywitałam się.
-
Nie mówiłaś, że wracasz wcześniej - stalowy, zimny głos zabrzmiał w
kierunku dziewczyny. Pan Grey odwrócił twarz w stronę Anastasi, a w jego
oczach dało się widzieć niekontrolowany gniew. Uniosłam brwi.
- Przepraszam, ale muszę iść - powiedziałam i chciałam odejść.
-
Proszę zaczekać. Jeszcze niczego nie omówiliśmy Panno Johnson - dodał
nagle Pan Grey i ponownie na mnie spojrzał. Nadal był nieprzyjemny.
-
Myślę, że wszystko już zostało omówione na ćwiczeniach Panie Grey. Do
widzenia - odparłam ze złością i odwróciłam się. Szybkim krokiem
pozostawiłam parę za sobą. Gdy spojrzałam w ich kierunku podczas skrętu w
korytarz, ewidentnie się kłócili. Do domu wróciłam nadal rozgniewana.
Zadzwoniłam do Joela i opowiedziałam mu o całym zdarzeniu.
-
Słuchaj, znalazłem wywiad z Greyem, który zrobiła koleżanka panny
Steele. I na jedno pytanie Pan Nieskazitelny Garnitur jak ty go
nazywasz, odpowiedział, że musi mieć wszystko pod kontrolą. To zapewne
dlatego nie lubi niespodzianek.
- Świetnie. A co ja mam wspólnego z jego kontrolą?
- A nie uważasz, że to co zrobił nie było kontrolowane? Że dał się ponieść? Spowodowałaś, że zrobił coś czego nie planował.
- No i co?
-
Zburzyłaś jego nieskazitelny plan Katie. Jeśli nikt nigdy wcześniej
tego nie zrobił, to znaczy, że Pan Grey nie może się przed tobą
powstrzymać - w głosie Joela słychać było nutkę satysfakcji.
-
Gadasz totalne głupoty. Widzimy się jutro, pa! - Rozłączyłam się, nim
przyjaciel zaczął zatruwać naszą rozmowę swoimi teoriami.
***
Późnym
środowym wieczorem, po zakończonych wykładach i długim locie,
wysiadałam na płycie lotniska w Los Angeles. Głęboki granat nieba
przecinały słabo świecące gwiazdy. Jasno oświetlone miasto nie pozwalało
na dostrzeżenie uroku i magii nocnego firmamentu. Z malutką walizką
skierowałam się w stronę wyjścia i taksówek. Podałam kierowcy adres i
niedługo później stanęłam przed białymi drzwiami. Żadnego numeru,
żadnego nazwiska. Tylko rysowany czarny, wysoki cylinder z
charakterystycznym zdobieniem przy rondzie. Uśmiechnęłam się na jego
widok i zapukałam głośno. Po chwili w wejściu ujrzałam wysokiego
mężczyznę z burzą czarnych loczków, silnymi ramionami przyozdobionymi
tatuażami i jak zwykle czarną koszulką z logotypem jakiegoś
amerykańskiego zespołu. Gdy się uśmiechnął, jego nozdrza delikatnie się
rozszerzyły, podkreślając kolczyk znajdujący się w prawym z nich. W
całym obrazku brakowało trzech rzeczy - czarnego cylindra, okularów
przeciwsłonecznych i nieodłącznej gitary.
-
Dlaczego spotykamy się dopiero jak masz interes? - Zapytał od progu,
przepuszczając mnie. Jak na mężczyznę, który zawsze kojarzył mi się z
czernią miał wyjątkowo białe mieszkanie. Błyszczące kafelki w holu i
lustra na ścianach powodowały, że wydawał się on ogromny. Gdy przeszłam
dalej, po lewej stronie powitała mnie kuchenna wyspa z czarnym blatem,
natomiast salon po prawej szczycił się nowoczesnym kominkiem, w którym
płonął jasny ogień. Przed nim leżał puchaty dywan w czarnobiałe pasy i
ogromna kanapa. Jej krwisto czerwony kolor wyraźnie odcinał się od
reszty.
-
Nie myślałeś, żeby wprowadzić tu kilka kolorów? - Wzdrygnęłam się od
prostoty i chłodu bijącego od mieszkania. Pozostawiłam walizkę i udałam
się do kuchni, biorąc kieliszek i nalewając sobie czerwonego wina.
- Nadal czujesz się jak u siebie?
-
Z twojego mieszkania może mnie wyrzucić tylko twoja kobieta. Czy już ją
posiadasz? - spytałam uśmiechając się do niego zalotnie. Zaśmiał się
gardłowo i usiadł na kanapie, biorąc na kolana gitarę. Po chwili zaczął
czarować mnie swoją muzyką. Saul Hudson, bliżej znany wszystkim jako
Slash, był moim mistrzem gitary. Uwielbiałam wszystko, co wychodziło
spod jego palców, a robił to wyśmienicie. Zajęłam miejsce obok niego i
przyjrzałam mu się zamglonym wzrokiem. Delikatne światło, sączące się z
podłogowej lampy budowało nieziemski nastrój. Po chwili usłyszałam tak
znane mi dźwięki. Anastasia. Co za ironia, że ze wszystkich piosenek
najbardziej lubiłam właśnie tę. Gdy skończył grać, ocknęłam się z
nieproszonych myśli o Christianie Greyu i jego specyficznym związku.
-
Slash, skoczę się wykąpać, a potem może gdzieś skoczymy? Mam ochotę na
drinka w tropikalnym Los Angeles - zaproponowałam, po mimo późnej pory.
- Oczywiście! - odparł rozentuzjazmowany. - Skoro masz dla mnie trochę więcej czasu to musimy go dobrze wykorzystać.
Po
chwili znalazłam się w łazience, pozbywając się ubrań. Weszłam do
szklanej kabiny prysznicowej, stojącej po środku pomieszczenia. Gdy
odkręciłam kurki z ogromnej deszczownicy popłynęła woda, otulając moje
ciało. Zorientowałam się, że nie wzięłam swojego płynu pod prysznic,
więc pospiesznie zakręciłam wodę i okryłam się ręcznikiem.
- Saul! - Krzyknęłam, a drzwi po chwili się otworzyły. Ciemne oczy mężczyzny patrzyły drapieżnie na moje nogi.
- Coś chciałaś?
- Czy mógłbyś podać z mojej walizki kosmetyczkę? Twój żel pod prysznic ma zbyt męski zapach - uśmiechnęłam się delikatnie.
-
Oczywiście księżniczko - uwielbiałam jak mnie tak nazywał. Przypominało
mi to czasy jak byłam mała, a dziadek zabierał mnie na spotkania z nim.
Teraz był ponad dwa razy ode mnie starszy, a nasze relacje uległy
radykalnej zmianie, ale lubiliśmy wracać do wspomnień. Mężczyzna
przyniósł moją kosmetyczkę, z której wyciągnęłam żel pod prysznic z
balsamem. Powróciłam do kąpieli i po piętnastu minutach opuściłam
kabinę. Wytarłam delikatnie ciało i wysuszyłam włosy, związując je
następnie w wysoki kucyk. Okryta ręcznikiem udałam się do holu po ciuchy
z walizki.
-
Przez wzgląd na dawne czasy, nie powinnaś tak chodzić po moim
mieszkaniu - powiedział Slash zza wyspy kuchennej. W dłoni trzymał
szklaneczkę, do połowy wypełnioną whiskey.
-
Dobrze wiesz, że nie jestem w twoim typie - odparłam, spoglądając na
niego przelotnie. Uśmiechnął się i nic więcej nie odpowiedział. Zabrałam
kilka ciuchów i zniknęłam ponownie w łazience. Po chwili miałam na
sobie świeżą bieliznę, a na niej krótkie spodenki i bluzkę luźno
opadającą na jedno ramie. Poprawiłam makijaż, a całość dopełniłam
delikatną biżuterią i wysokimi szpilkami. Slash założył swój
rozpoznawalny kapelusz i czarną, skórzaną kurtkę i opuściliśmy jego
apartament. Udaliśmy się do pubu obok, zajęliśmy miejsce przy barze i
zamówiliśmy po drinku. Barman przywitał się z moim towarzyszem i spytał o
szczegóły trasy. Zastanawiałam się czy jest fanem, czy po prostu się
znają.
-
Póki jestem jeszcze trzeźwy, opowiedz mi z jakim interesem do mnie
przyleciałaś - rozpoczął rozmowę mężczyzna. Opowiedziałam mu dokładnie o
pomyśle Jenny i zaproponowałam współpracę. Gdy pracownica przedstawiła
mi swój plan na zajęcia dla dzieci, Slash był pierwszą z osób o których
pomyślałam jako nauczycieli. Nie miał podejścia do dzieci, ale jeśli bym
go przypilnowała, pokazałby maluchom niesamowite tricki. I przekazał
to, co jest najważniejsze w nauce gry na gitarze.
- Oddałaś się tej pracy w całości, co?
- Chciałabym, ale prawda jest taka, że nie mam na to czasu na razie. Muszę skończyć studia.
- Ciągle zapominam, jaka ty jesteś młoda - powiedział, wzdrygając się. Zaśmiałam się z jego gestu.
- A ja, jaki Ty jesteś stary!
- Ej! - Stuknął mnie w ramię. Pokazałam mu język, a następnie upiłam łyk drinka.
W
barze siedzieliśmy aż zaczęło świtać. Byliśmy ostatnimi, którzy wyszli i
to tylko na prośbę barmana. I tak miałam wrażenie, że Saul miał większe
przywileje niż inni. Chwiejnym krokiem udaliśmy się do jego mieszkania.
W środku z ulgą zrzuciłam buty z nóg. Skierowałam się w głąb
apartamentu i otworzyłam sypialnię. Ogromne, białe łóżko na podwyższeniu
górowało w całym pokoju. Poduszki ułożone przy wezgłowiu zapewne były
dziełem sprzątaczki. Rzuciłam się na nie i przytuliłam głowę do jednej z
nich. Czułam jak przysłowiowy helikopter poruszał swoim śmigłem i robił
szum w mojej głowie.
- Saul, potrzebuję koszulki do spania - powiedziałam, wysilając głos.
-
Nie masz jakiejś ładnej koszulki nocnej ze sobą? - Mężczyzna dołączył
do mnie. Przerzucił włosy do tyłu, tak że mogłam się dokładnie przyjrzeć
jego twarzy.
- Wiesz, że kolekcjonuję bluzki od ciebie. A przy okazji, przydałaby się woda.
-
Już idę - odparł i ucałował mnie w czoło. Zawsze tak się zachowywał od
kiedy dojrzałam do swojej kobiecości. Po chwili wrócił z garderoby z
czarną bluzką z logotypem swojego zespołu i butelką soku pomarańczowego.
Zrzuciłam ciuchy i ubrałam koszulkę, która sięgała mi do linii
pośladków. Wyciągnęłam spod pidżamy stanik i położyłam się ponownie na
łóżku, okrywając się prześcieradłem. Przyglądałam się mężczyźnie, który
powoli się rozbierał. Gdy ściągnął koszulkę, na moment zatkało mi dech w
piersi. Jego silnie umięśnione ramiona i rozbudowana klatka piersiowa
zawsze wzbudzały mój podziw. Następnie zrzucił skórzane spodnie i
bokserki, ukazując potężną męskość. Byłam przyzwyczajona do tego widoku.
Slash niejednokrotnie próbował mnie poderwać, ale niestety moje
sadomasochistyczne upodobania skutecznie przerywały jego chęci. Saul
skierował się w moją stronę powoli, eksponując każdy z mięśni. Ułożył
się obok mnie, kładąc rękę na biodrze.
- Saul..
-
Cii dziecinko - odparł, sunąc dłonią w górę. Poczułam delikatne
mrowienie, ale mimo to je zignorowałam. Usta mężczyzny znalazły się na
mojej szyi, policzku i po chwili ustach. Rozchyliłam je i wpuściłam go
do środka. Ujął moją twarz i zagłębił się we mnie. Czułam napierającą na
mnie erekcję. Tak chciałabym móc się z nim kochać. Gdy chciał zejść
niżej, odsunęłam się.
- Wiesz, że nie mogę.
-
Jesteś jedyną kobietą od której dostaję regularnie kosza - szepnął i
jeszcze raz mnie ucałował. Po chwili przekręcił się na plecy, a ja
ułożyłam głowę na jego klatce. Objął mnie ramieniem i w tej pozycji
usnęliśmy.
***
Utwór w tekście jest prawdziwy, a mnie szczególnie urzekła ta wersja:
Mam nadzieję, że było dobrze i czekam na opinie! :)